W sobotę koszykarska Legia rozpocznie rywalizację w fazie play-off. W ćwierćfinale jej rywalem będzie Spójnia Stargard Szczeciński. Do składu stołecznego zespołu powrócił Łukasz Wilczek. Podstawowy rozgrywający Legii i najlepszy podający I ligi pauzował ostatnio z powodu urazu pleców. Ból nie ustąpił, ale Wilczek przekonuje, że w play-off wystąpi tak czy inaczej.
Piotr Wesołowicz: Co z twoim zdrowiem? Z powodu kontuzji nie zagrałeś w ostatnim meczu sezonu zasadniczego z Rosą Radom.
Łukasz Wilczek: Z moim zdrowiem nie jest najlepiej. Chodzi o ból pleców, który wciąż odczuwam. Mięśnie są bardzo mocno spięte, ale nawet lekarze, u których się leczę, nie do końca wiedzą, z jakiego źródła pochodzi ten ból. Na szczęście badania wykazały, że z
kręgosłupem wszystko w porządku.
Wolałbym mieć chyba skręconą kostkę czy złamany palec. Wtedy wiedziałbym, że muszę zrobić sobie przerwę, a potem mógłbym wrócić do gry. Tymczasem ja przez dwa tygodnie nie trenowałem, a plecy wciąż bolą. Ale zagryzam zęby, od początku tygodnia ćwiczę już z całą drużyną.
Uraz może mieć wpływ na twoją formę?
- Oczywiście. Trochę się o to martwię. Sport jest o tyle niesprawiedliwy, że do wysokiej dyspozycji trzeba dochodzić długo, a traci się ją dosłownie w jedną chwilę. Ale nie mogę patrzeć tylko na siebie. Koszykówka to sport zespołowy, a ja chcę pomóc drużynie w play-off. Dlatego od początku tygodnia ćwiczę już pełną parą i w play-off zagram.
Przegrany mecz z Rosą pokazał, że bez ciebie zespół traci bardzo dużo.
- Ciężko to w ten sposób nazywać. Drużyna jest jak puzzle - kiedy wypadnie z niej jeden element, ciężko jest ułożyć całość. Tak samo byłoby, gdyby ze składu wypadł Marcel Wilczek czy Cezary Trybański. Faktem jest jednak, że rozgrywający to specyficzna pozycja i jeśli ze składu wypada podstawowa "jedynka", która najdłużej ze wszystkich przebywa na parkiecie i wie, jak kierować grą zespołu, to drużynie może być ciężej.
Na razie jednak cieszymy się z tego, że w końcu mamy możliwość trenowania w pełnym składzie. Nasz trener dawno nie miał takiego komfortu, kiedy niemal każdy jest gotowy do gry.
W dwóch meczach przeciwko Spójni w sezonie zasadniczym zagrałeś bardzo dobrze - średnio zdobywałeś 19 punktów i zaliczałeś po 8 asyst. Teraz zmierzycie się z tą drużyną w ćwierćfinale play-off.
- Rzeczywiście, to były w moim wykonaniu całkiem dobre mecze. Aleksander Krutikow to jednak bardzo doświadczony szkoleniowiec i na pewno też ma je w pamięci. Jestem pewien, że przygotuje swoich zawodników tak, by postarali się mnie zatrzymać.
Trzeba jednak pamiętać o jednej rzeczy. W sezonie zasadniczym byłem w pełni zdrowy. Teraz nie do końca czuję się na siłach. Ale adrenalina związana z play-off jest na tyle duża, że i tak dam z siebie sto procent zaangażowania. Albo i więcej.
Jaki jest twoim zdaniem największy atut Spójni?
- Rzut za trzy. Pamiętam, że w trakcie meczu w
Stargardzie Szczecińskim rywale odskoczyli od nas w trzeciej kwarcie właśnie po trzech trójkach z rzędu. I na koniec wygrali. Jest tam wielu zawodników, którzy są groźni w rzutach z dystansu - choćby Marcin Stokłosa, Piotr Pluta czy Łukasz Żytko. Łukasza znam ze wspólnej gry w
Toruniu i wiem, że to świetny i bardzo doświadczony zawodnik. Zresztą, jak cała drużyna Spójni. Jeśli pozwolimy im się wstrzelić, mogą być groźni. Dlatego od siebie i kolegów wymagam koncentracji.
A Legia? Jeśli miałbyś przestrzec rywali przed swoim zespołem, o czym wspomniałbyś w pierwszej kolejności?
- Nie chciałbym zbytnio odkrywać kart...
Trener Bakun powiedział, że w play-off będzie stawiał na obronę.
- Mam nadzieję, że ona faktycznie będzie funkcjonować w odpowiedni sposób. Jeśli będziemy dobrze grać w defensywie, łatwiej będzie nam przechodziło się do szybkiego w ataku. Musimy znaleźć odpowiedni balans między obroną a atakiem. Żeby przechytrzyć doświadczonego rywala, musimy grać mądrzej od niego.